Obserwatorzy

Wszystkie zdjęcia są moją własnością więc proszę nie kopiować ich bez mojej zgody.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Nero i problemy nerkowe

Cześć :)
dobrze, że kończy się ten rok bo jakiś on dla mnie niekoniecznie do końca ciekawy; obiecałam sobie, że więcej napiszę postów a tu non stop coś mi wypada; nie to , że czasu brakuje ale... nastrój...do kitu;

Dwa tygodnie temu w poniedziałek mój najstarszy kocurek Nero ( 7-latek ) zbyt często chodził do kuwety; mam już jednego struvitowca więc wiedziałam, że coś jest nie tak; zaczęłam obserwować kuwetę... sucha :(  zaaplikowałam natychmiast lekarstwa : najpier Furagin a potem Nospę... niestety nadal siusiu kotka  nie było; co robić gdy wieczór nastał, veci wszyscy nie czyni a klinika dostępna, całodobowa  jest tak droga, że nie stać mnie na nią na dodatek < niestety > nie mam ostatnio o niej dobrego zdania; to przeważyło, że nigdzie nocą n ie pojechałam -  kocio cierpiał...a ja z nim ;

we wtorek ruszyłam do fajnej veciarki, która to oprócz tego, że leczy naprawdę kocha zwierzaki;
diagnoza ( tak jak myślałam ) przytkanie ; usg pęcherza 6,5 cm; zrobiliśmy morfologię i tego się nie spodziewałam w najgorszych snach ... wszystko podwyższone o jakieś 30%; najgorsze czekało przede mną:
mocznik 240 z kawałeczkiem - norma chyba 115
kreatynina 10, 6  norma  1,8

szok ! totalny szok ! ma mocznicę... niewydolność nerek a może wcale nie filtrują ?
nogi pode mną się ugięły... lekarka informuje mnie, że przy takich wynikach nie można robić narkozy bo kicio nie przeżyje... po prostu tak jest...
daje zastrzyk lekarstwa moczopędnego... umawiamy się za parę godzin... może chociaż troszkę odda moczu...
niestety... czekałam do 15 i zero siusiu...
jadę z kotkiem z powrotem.. tam podpisuję papiery, że jestem świadoma, że Nero może nie przeżyć...całuję go, zostawiam, wychodzę pod gabinet na świeże powietrze... serce wali mi do granic możliwości... stres daje we znaki...ale ufam... mocno wierzę Monice... wiem, że jeśli ma przeżyć do tylko przy niej...
za jakiś czas wchodzę... woła mnie do środka... Nerko leży... ... Monika  blada... informuje mnie, że pomimo, iż dała jakąś specjalną narkozę a raczej głupiego jaśka ( nowszej generacji ) u Nera już raz oddech się zatrzymał... reanimowała... stoję na miękkich nogach...cewnik włożony i leci krew... dużo krwi zamiast moczu na dodatek z ropą i piaskiem... nagle Nero znowu przestaje oddychać... krzyknęłam ale Monika przygotowana... w sekundzie reanimuje... jest... wrócił... !!!

po jakimś czasie oddech w końcu robi się stabilny...zabieg ma potrwać jeszcze ' trochę ' więc udaję się na inny koniec miasta po weterynaryjną  karmę;

wróciwszy... Nero dostaje zastrzyk wybudzający...dosłownie po 5 sekundach oprzytomniał, popatrzył na vetkę i.. jęknął tak jak jęczy na widok obcych... sama vetka powiedziała, że jest to najpiękniejszy odgłos jaki mogła usłyszeć bo bała się, że jednak nie przeżyje tego zabiegu...

Nerko dostał kołnierz by nie mógł oderwać cewnika, który został z lekka wszyty na parę dni... wracaliśmy po ciemku a ja śpiewałam z radości... Nero mi wtórował !

kolejne dni środa i czwartek jazda na kroplówki, zastrzyki ... w czwartek poprosiłam ( uparłam się mocno ) by zrobić mu znowu wyniki; zrobiliśmy ... chociaż doktor podzieliła się swą informacją by nie oczekiwać cudu ale ... moja intuicja mówiła mi co innego... czy był cud ? owszem... taki malutki ale był

mocznik 215 wcześniej 240 przy normie max. ok. 115
kreatynina 4,5 wcześniej 10,6 przy normie max. 1,8

lekarka zaskoczona ... pozytywnie oczywiście..hura !

na piątek i sobotę kroplówkę i zastrzyk z lekarstwami wzięłam do domu by podać sama bo było przecież święto... daliśmy jakoś radę..
oczywiście cewnik Nero przegryzł i sam ... w fantastyczny sposób wyjął już w czwartek w nocy nie wspominając o kołnierzu , który poszedł won po paru godzinach od pierwszej wizyty u vetki;

teraz... Nero jest na karmie weterynaryjnej Hillsa i Puriny ; c/d, k/d, s/d.. suchej i mokrej,,, do niego dołączył Bruno bo akurat ' rodzi ' struvity... także na czas mojego pobytu w pracy 2 kociaki... Nero i Bruno zamykane są  w osobnym pokoju... z ich karmą;

powiem tak... tydzień horroru, stresu, wymieniania podkładów ( z cewnika cały czas się sączyło ), nieprzespanych nocek... do pracy nie chodziłam bo miałam wolne... co przeżyłam to moje !

Swoją drogą jak widać na przypadku mojego kocurka... wiek 7 lat i 6,5 kg żywej wagi... statystki dały w łeb ! czytałam dużo w sieci i w takich przypadkach część lekarzy nawet nie podejmuje się pomocy bo wychodzi z założenia, że futrzak nie przeżyje... zalecają uśpienie;

myślę, że trzeba zawsze próbować i walczyć... do końca...
nie powiem... tydzień leczenia + bardzo drogie karmy dały mi poważnie po kieszeni ale czego nie robi się dla swego domownika...

Nero - mój pierworodny, najstarszy kocur od którego zaczęła się moja kocia , wielka  miłość



Bruno - mój drugi kocurek , młodszy od Nera o ok. 1 rok


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

na koniec trochę świątecznych dekoracji bo przecież robię je cały czas












Do następnego razu... pozdrawiam :)