Witam przy niedzieli
jakieś 3 godziny po napisaniu przedostatniego postu o mojej nowej przypadłości czyli ... piekących i czerwonych policzkach byłam już w 70% zdrowa;
... post napisałam i coraz gorzej się czułam; Alertecu nie wzięłam bo wiedziałam, że nie jest to alergia...myślałam o jakiejś wirusowej, zakaźnej chorobie... w tym też czasie zadzwoniła do mnie mamcia i
tak rozmawiając stwierdziłam, że czuję się jak w piekle...pieczenie nie do wytrzymania...
i w końcu to właśnie moja rodzicielka dostaje olśnienia... wie co mi może być... sprawdzam w necie objawy i... wszystko potwierdza się...!!!
zachorowałam jak na ogrodniczkę przystało..
.na Różę.. nie mylić z różyczką...konwencjonalne leczenie długie bo 3 miesiące i niekoniecznie skuteczne; choroba brzydka bo można nawet dostać sepsy na dodatek wraca... ale przecież mieszkam na Podlasiu !
wiedziałyśmy z mamą co robić i gdzie się udać .. na wieś do sąsiadki mojej nieżyjącej już babci... która to...w tę samą niedzielę zrobiła mi 2 razy tzw. spalanie róży...
efekt : 2 godziny po fakcie miałam idealną twarz... w poniedziałek wieczorem z lekka zaczęło mnie piec więc znowu pojechałam i ' zaliczyłam ' 3 i ostatnie spalanie mojej choroby;
dodatkowo odtoczono mi cug...( to co widziałam na własne oczy w szklance z popiołem nie da się raczej fizycznie wytłumaczyć )
niektórzy medycynę niekonwencjonalną nazywają ciemnotą ale prawda jest taka, że... jak już nic nie pomaga to ci sami co tak mówią naginają np. 600 km na Podlasie do ' babki ' i jednak liczą na cud...
mieszkając w tak czarownej krainie - dla mnie chleb powszedni...
tym bardziej, że jak widać konwencjonalny lekarz na SOR mi nie pomógł !!!
dziewczyny... wyzdrowiałam !!!!!
... o spalaniu róży możecie poczytać w internecie...
a teraz moje ostatnie wypocinki z serii świąt
dosyć duże pudełko np. na pierniki
bombeczki
A za oknem szaro, buro i nieprzyjemnie... okrutnie wieje i już 3 razy wyłączono mi prąd...
wobec czego kończę posta i lepiej pochodzę i poczytam co u Was się dzieje...
spokojnej, ciepłej niedzieli życzę
pa