Obserwatorzy

Wszystkie zdjęcia są moją własnością więc proszę nie kopiować ich bez mojej zgody.

środa, 31 sierpnia 2011

Dzień jak codzień

Nie wiem jak u Was ale u mnie dzisiaj piękna, słoneczna pogoda; żeby było jeszcze piękniej mam dzisiaj wolne ale...z samego rana czekała mnie wizyta a raczej syna( umówiona pół roku temu ) u kardiologa w DSK. Jak zwykle tłok i kolejka ...dobrze, że chociaż doktor fajna. Potem pikle z ogórków ( stwierdziłam, że jednak za mało ich zrobiłam ), potem dżemik z malin a za niedługo naginam do stomatologa . Najmniej jak dla mnie fajne spotkanie.
Z robótek w tygodniu wydziergałam kolejną serwetunię, dokończyłam wybielanie kwietnika i świecznika < wcale szybko mi to nie idzie > oraz przybył do domu kolejny gadżet z cyklu tych cykających czyli zegar. Nowy na stary styl robiony. Póki co stoi na czekającym na zmiany kominku.



sobota, 27 sierpnia 2011

Ach ...te kocurki

Zazwyczaj moje kocurki o godz. 20 złażą do domciu...Nero < starszy > trzyma się tego ale z młodszym - Bruno - różnie to bywa...
wczoraj szukaliśmy go i wołaliśmy do północy...aż raczył zaszczycić dom; tak się skitrał, że nie mieliśmy pomysłu gdzie jest.
Być może ktoś powie, że koty tylko w nocy harcują ale...moje akurat  są wysterylizowane ... a na naszą posesję wkraczają tzw. dzikie kocury, które atakują nawet psy nie wspominając o kotach. Także dla ich bezpieczeństwa a dla naszej wygody...nocka w domciu i basta.
Niedawno odkryłam z M, że pod naszym tarasem/patio zamieszkał jeż. Nie wiem czy sam czy też z rodzinką ale jak się ściemni można go już spotkać koło domu. Wczoraj M przyniósł go na małe co nieco czyli na ...mleczko. Chyba nazwę go...Tuptuś...




Taki jestem fajny

Bruno

...i wszędzie mnie pełno

Bruno

a Nero ma wszystko w ... dalekim pożądaniu


piątek, 26 sierpnia 2011

Dzień pełen wrażeń

Nawet nie wiem jak zacząć...
może zacznę od wczorajszego dnia : po pracy jak zwykle wracałam do domu , tym razem z synem  < mam dojazdu z pracy 12 km >;
droga/szosa prowadzi przez pola, wsie, łąki jak i przez kawałek lasu z niekoniecznie fajnym zakrętem; dochodzi w tym miejscu do częstych wypadków, stłuczek. Tym razem też tak było. Zastaliśmy duży ' korek ' , szosa zablokowana - na szczęście w prawo był skręt w las; auta zaczęły skręcać - my z synem również. Jechaliśmy jakimiś duktami leśnymi, obsypanymi gruzem...klęłam pod nosem ale...zawsze to do przodu. Dojechaliśmy do domciu szczęśliwie, zobaczyłam przejazdem  nawet fajny dworek.
W domu opowiadałam M o nowej trasie i o...Adamku - zajączku Elisse z http://utkanezmarzen.blogspot.com/...
skończyłam czytanie na poście o jego losach w listopadzie 2009 roku kiedy to miał dostać swój pokój.
Dzisiaj z samego rańca - wcześniej niż zwykle - wyjechaliśmy z M do pracy; ja z nadzieją, że przeczytam przynajmniej 1 post więcej przed pracą o Adamku...tak mnie zauroczyła jego historia...
i co ? ...otwieram szybciutko kompa...czytam pierwszy post Elisse grudzień 2009 a tu : Adamek nie żyje !!!!!!!! cholera...a miało być tak fajnie a wyszło...tak paskudnie; humor znikł jak mgła po deszczu...i  zrobiło się smutasowo...bardzo smutasowo.
Przed zakończeniem pracy przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie na trasie; z czystej ciekawości weszłam na stronę lokalnej gazety i co ? zginął chłopak 22 lata - jechał na motorze i wbił się w TIRA...
jak na piątek niezbyt pomyślne wiadomości mimo, iż mnie osobiście nie dotyczyły...to jednak żal i chłopaka i Adamka...
Po pracy postanowiłam sobie umilić życie jakimiś przydasiami i wpadłam wściekła do sklepu na małe co nieco. Zakupy trwały raptem 5 minut...czy polepszyły humor ? w pewnym sensie tak...ale tylko w pewnym...


Oto jedna z osłonek
Natomiast po przyjeździe do domu czekała na mnie niespodzianka...nie paczuszka tylko paka ! owszem spodziewałam się prezenciku od koleżanki < miała pecha i wylosowała mnie > z wymianki z Kuferka ale...miał to być symboliczny prezent. Przyznam się bez bicia, że nawet powiedziałam Ani co ma mi zrobić...chciałam mieć wyszytego wiatraka....sama zbierałam się do jego wyszycia zbyt długo więc czemu nie...
jednak to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania...spytałam  M czy aby dzisiaj na pewno nie jest grudzień ( Boże Narodzenie ) w połączeniu z Walentynkami i Wielkanocą. M spojrzał na mnie jak na kretynkę....
hm..no cóż - szczęka mi opadła  - po otworzeniu paki...
a oto co dostałam :


Wymarzony obrazek wiatraka w ślicznej , lnianej oprawie

Dwa kotki : to chyba mój Nero i Bruno... nawet M był pod wrażeniem

Moje pierwsze , wyszyte lniane serducho ...tak bardzo chciałam je mieć < o czym Ani oczywiście nie wspominałam >

A tak wygląda serducho na kominku

Oprócz serwetki wszystko Anine...cudna karteczka, przepiękna bronsoletka, do niej kolczyki, kpl. naszyjnik + kolczyki, piękna brocha z filcu, gazetkę z koronkami, herbata a  nawet coś, żeby mi kg nie ubyło...hihi i jeszczę trochę więszych przydasi, które mi nie weszły do foty

Aniu...jeżeli przeczytasz ten post ...powiem tylko tyle : słowo dziękuję z mojej strony to za mało ; zabrałam puste pudło do swojego kącika i...obiecuję tu wszem i wobec , że je napełnię po swojemu i odeślę Ci...hihi
w podziękowaniu wklejam Ci fotę moich chyba najpiękniejszych na dzień dzisiejszy róż, które tak oto kwitły dzisiaj - przesyłam cmokasy !!!


I tak sobie myślę, że te wymianki nie są do końca sprawiedliwe...bo ja akurat Ani nie wylosowałam...
mam nadzieję, że losowanka Ani będzie przynajmniej w 1/3 części szczodra  tak jak Ania dla mnie....
i z tymi wszystkimi radościami i smutkami pójdę dzisiaj spać...

środa, 24 sierpnia 2011

Malusie...

Ostatnio zwaliło się na mnie więcej obowiązków niż zawsze . Wszystko terminowe pieprzoty. Dodatkowo z ogrodu trzeba zbierać to co wyrosło i na bieżąco przetwarzać. Lubię jak spiżarnia jest pełna.
Mimo , że czasami padam na przysłowiowy ryj to i tak coś tam dziubię. Oczywiście zaległości w pracach hobbystycznych mam duże a nawet zbyt duże. Czekam weekendu z utęsknieniem < jak każdego zresztą > ; może w końcu bielenie niektórych rzeczy dokończę. No i grzyby...mam wielką ochotę na połażenie po lesie.
A oto pierdułki ostatnio wykołupane...



Sezon robienia przetworów w trakcie więc wrzucam następne przepisy z których korzystam.

Papryka - przepis na 5 kg

Zalewa :
10 szkl. wody, 2 szkl. octu, 2 szkl. cukru, 2 łyżki oliwy, 2 łyżki soli, ziele angielskie, pierz ziarnisty, liść laurowy

Paprykę oczyścić z nasion ( osobiście tzw. białe żyłki/skórki w środku też odkrajam ), pociąć na ćwiarteczki, wszystko dokładnie umyć.
Zagotować zalewę , wrzucać partiami paprykę do gotującej się zalewy, po powtórnym zagotowaniu szybko nakładać paprykę w półlitrowe słoiki ( można też i większe ) i zalać wywarem. Mocno zakręcić słoiki i postawić do góry dnem. Pasteryzacja nie jest już potrzebna.

Grzyby marynowane

4 szkl. wody, 1 szkl. octu, 2 płaskie łyżki soli  ( w tym jedna do gotujących grzybów ) , ziele angielskie, pieprz ziarnisty, listek laurowy - jeżeli ktoś lubi dodatkowo cebula pokrojona w krążki;
ja dodaję też trochę cukru

Grzyby starannie przebrać, umyć, osączyć i wrzucić do wrzącej wody z łyżką soli, gotować wszystko parę minut ( np. kurki 3-4 minuty ) inne grzyby do czasu aż zmiekną; ułożyć do słoików, zalać zalewą, zakręcić słoiki i ustawić do góry dnem. Pasteryzacja nie jest potrzebna.



Śliwki w occie

1 kg śliwek, 1 szkl. octu, 2 szkl. wody, około 1/2 kg cukru, cynamon, goździki

Owoce dokładnie umyć, ponakłuwać igłą, ułożyć w słoikach .
Zalewę z przyprawami doprowadzić do wrzątku i jeszcze parę minut gotować. Wyjąć goździki  ( dają ciemną barwę owocom ) i zalać śliwki .
W przepisie trzeba pasteryzować parę minut; ja jednak tego nie robiłam ; zalewałam wrzątkiem i tak jak wcześniej ustawiałam słoiki do góry dnem .

wtorek, 23 sierpnia 2011

Jesiennie...

                                                  .....Zobacz, ile jesieni!
                                                  Pełno jak w cebrze wina,
                                                  A to dopiero początek,
                                                  Dopiero się zaczyna.......








poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Biebrzańskie...

Tak czekałam na weekend a tu...wyskoczył mi wyjazd w sobotę i w niedzielę; chciałam - nie chciałam 4 litery zapakowałam do auta i pojechałam na tereny Biebrzańskiego Parku Narodowego do Osowiec - Twierdza.
W niedzielę 21 odbywały się Biebrzańskie Targi Twórczości i Sztuki Ludowej. Było na czym oko zawiesić...oj było. Nic tylko zostało podziękować organizatorom za naprawdę udaną imprezę. Oprócz występów było dużo straganów z wytworami rękodzieła a to lubię najbardziej. Można się było obkupić czym dusza zapragnie. No i tak się stało - wydałam trochę kasy ale było warto.




Biebrzański Park Narodowy uczestniczy w projekcie ochrony Wodniczki.

Można było sobie ręcznie wybić biebrzańskiego miedziaka - jak za starych, dobrych czasów.

A to już moje zakupy; talerz wyglądający jak metalowy w rzeczywistości - gliniany.

Półlitrowy kielich...będzie mi służył najprawdopodobniej jako pojemnik na słodkości.

Gliniany dzbanek na...zsiadłe mleko.

Płaskorzeźba