nie wiem czy wiecie... bo nawet w prognozach TV nie widziałam ale ... zaliczyłam już nocki po minus 10 na termometrze i parę ... minus 5...
moje ostatnie poczynania... zimowe oczywiście...
jak widać... pobiegałam trochę po chacie w poszukiwaniu bardziej jasnego miejsca do focenia... z marnym skutkiem... zresztą
i trochę bombasów...
... wczoraj w południe udając się do pracy przeżyłam koszmar...
jadę sobie spokojnie... jak przepisy na to pozwalają a tu nagle... widzę w lusterku dwa auta naginające w trybie przyspieszonym jak po autostradzie...wymijały wszystkich ile się dało nie bacząc na linię ciągłą... no przecież... święto... !!! i to jakie... spieszno na cmentarz... bo ten na pewno jeszcze weźmie i ucieknie...
nagle... dwa auta jadące przede mną zaczęły coś wymijać... dojeżdżam ... i co widzę... zwiniętego w pół kociaka... szok ! włosy mi się zjeżyły... zatrzymałam się... podeszłam... leżała czteromiesięczna ( na oko ) koteczka... widzę... oddycha... czas w tym momencie się zatrzymał... chwyciłam maleństwo i zaniosłam do auta... na szczęście zawsze mam w nim koc... położyłam malutką...nadal oddycha... ciężko ale najważniejsze, że żyje !!!!!!!!!!!!!!!
ręce mi się trzęsą... bo... wiem , że przecież jest dzień świąteczny... nie znam weterynarzy w miejscowości, której to pracuję... ba... nawet nie wiem gdzie i jaka jest ulica...
wystukuję : weterynarz...mam ! o Boże... jest nawet numer komórkowy pogotowia weterynaryjnego... trzeba zapisać... tak tylko czym... w końcu znajduję długopis... nie pisze... cholera ! wydrapuję na papierze numer telefonu... dzwonię... proszę... bardzo proszę by mnie przyjął... doktor podaje ulicę... proszę by wytłumaczył jak dojechać...zerkam na małą.. oddycha ! ruszam... jadę... nie mogę szybciej niż 90km/h... w myślach... życzę... co życzę ? by mu wszystkie opony strzeliły w jego wypasionym aucie... włącznie z zapasowym !!! dojeżdżam do miejscowości... zwalniam... ograniczenie do 40 km/h... zerkam... koteczka nadal żyje... proszę stwórcy ... by przeżyła...
dojeżdżam do bardzo ładnej kliniki weterynaryjnej... wychodzi sympatyczny, młody doktor... bada małą, szybciutko podaje jej dwa zastrzyki... bierze na RTG... które jest w ciągu paru minut... cała... wszystkie kosteczki ma całe... ale... odma... płuc powstała na skutek skrzepu od uderzenia autem...i 1 cm ogonka trzeba uciąć ( końcówkę ) ...
malutka ciężko oddycha ... jednak jest nadzieja, że organizm sam z siebie to pokona... zostawiłam malutką... przy okazji się dowiedziałam, że doktor ma podpisaną umowę z gminą więc... jak najbardziej ratuje kociaki z interwencji... ulga ale co potem ? ponoć decyzję podejmuje... uwaga ! urzędniczka... cholera... w tej gminie nawet żadnej fundacji kociej nie ma ... więc niby jak znajdą jej nowy domek ????
nie wiem co będzie... mam zadzwonić jutro... w poniedziałek rano... na jakim etapie leczenia ( bo mam nadzieję... że jednak żyje ) jest koteczka...
dzisiaj... powtórka ... parę km od mojej wsi... malutki, maluteńki... rozjechany kociak - wczoraj go nie było !!!
i jak w tym kraju żyć ???
zbliżają się wybory... ile osób z kandydujących tak naprawdę powinno kandydować ??? czy w ogóle komuś z rządzących... nie ważne... czy w gminie czy w mieście... czy w kraju... zależy na normalnych ustawach dotyczących nie tylko nas ludzi ale też i zwierząt... ?
niby żyjemy w XXI wieku a zachowujemy się nadal jak... w Konopielce !!!
Jeśli... ktoś chciałby koteczkę... biało-czarną, młodą do adopcji... z Podlasia... piszcie...!!!
wiem, wiem... dużo kociąt a mało chętnych... ale może... jednak ?
........................................................................
Przeczytajcie... wpis ( króciutki ) mojej koleżanki ze Szczecina...na FB
TU
ma ktoś pomysł... co robić w takim przypadku ? może jakieś przepisy ?
........................................................................
A to widok z okna... dokarmiam już ptaszory... mnóstwo głodnych wróbelków , gołębi jak i...sikorek...
Przypominam też... o świątecznej wymiance... jeszcze przez 6 dni można się zapisywać...
TU
witam nowe obserwatorki... !!! mam nadzieję... że nie będziecie się u mnie nudzić... chyba...
pa
Joanno, i ja nie wiem jak żyć w tym kraju. Cudownie, że pomogłaś, że poświęciłaś swój czas, może ta malutka będzie miała szczęście. Oby!
OdpowiedzUsuńudało Ci się trafić na miłego pana doktora...no i Twoja postawa godna naśladowania :)
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, że tacy wariaci na drodze...
:(
cudeńka świąteczne jak w fabryce rękodzieła u Mikołaja ;p PIĘKNE
Pozdrawiam i spokojnej trasy życzę zawsze, bez takich ekscesów
Ta maleńka kicia miała szczęście w nieszczęściu i może szczęście jej dalej dopisze i znajdzie się dla niej domek z ludzmi o tak dobrym serduchu jak Twoje.
OdpowiedzUsuńA bombeczki śliczniaste :) - też ozdobię sobie kilka. U mnie ciepło i wczoraj i dziś a na dzisiejszym spacerze w lesie znalazłam kozaki i kurki :)
pozdrawiam
w takim św dniu uratowałaś zycie koteczkowi, na pewno znajdzie tez domek, piękne decu
OdpowiedzUsuńAsiu, jakie to szczęście, że ta maleńka kicia właśnie Ciebie spotkała.
OdpowiedzUsuńWiem, że jutro na szybko podzielisz się z nami wszystkimi informacjami.
Bombki, buteleczki jak zwykle prześliczne.
U mnie stołówka dla ptactwa działa od dwóch tygodni.
Pozdrawiam serdecznie:)
Jesteś wielka !
OdpowiedzUsuńA decu śliczne
Asiu, jesteś WIELKA! Dobrze że byłaś na właściwym miejscu o właściwej porze.
OdpowiedzUsuńAle tego natworzyłaś!!! Piękności, a buteleczki po prosty fantastyczne!!!
U mnie też mroziło, -10 może nie, ale około -7 na pewno. Jeszcze jednak nie dokarmiam, bo na warzywniku zostawiłam im trochę słoneczników, a dzionki ciepłe to jeszcze niech sobie radzą.
Buziaczki:)
Asiu jesteś niesamowita...tak szybko zadziałałaś i pomogłaś tej kotce :)))
OdpowiedzUsuńSmutne to ale tak jest wszędzie...niektórzy kierowcy są okrutni dla zwierząt:)
Super to opisałaś:)
Przepięknie dekorujesz bombki i buteleczki:)
Asiu, Twoje decu mnie zachwyciło, śliczności.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że znalazłaś się tam ... w odpowiedniej chwili i zadziałałaś, kotka miała szczęście i liczę, że znajdzie się dobra osoba i ja przygarnie.
Wiesz, czasami odnoszę wrażenie, ze mieszkam w jakimś dzikim kraju, a ludzie zachowują się jak bestie.
Cieplutko pozdrawiam:)
Podziwiam Cię , ze takszybko i skutecznie zadziałałaś , że umiałas zachowac zimną krew i , ze wszystko dobrze się skończyło. ja aktualnie mam w domu 3 kotki ale na pewno znajdzie sie ktoś chetny.
OdpowiedzUsuńA butelki sliczne są! zakochałam się! co to za granulki , kóleczki , którymi wykańczasz prace? ciekawa jestem bardzo jak ty to robisz i byłabym wdzieczna za info. pozdraiwam
Mam nadzieję że z kotkiem będzie wszystko ok. Jesteś Asiu prawdziwą kocią mamą z ogromnym sercem. Prace cudne i buteleczki i bombasy !!!! Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńWszystko co zmalowałaś zasługuje na podziw! Butelki można podziwiać już za sam kształt:)Ozdobiłaś je po królewsku i tym samym zainspirowałaś mnie.Podobne bombki retro też chcę wykonac,tylko ...kiedy?
OdpowiedzUsuńZawsze się zastanawiam dlaczego ludzie są tak okrutni.Gdyby nie Twoja pomoc to na 100 procent jakiś samochód by go rozjechał.,
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za kociaka.śliczności zrobiłaś.Pozdrawiam i słoneczka życzę.
Świątecznie się zrobiło u Ciebie Asiu :) cudne te ozdoby :) Dobry duszek z Ciebie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMarAsiu, wstrząsnęłaś mną dwa razy wczoraj: opis potraconej koteczki i szukanie dla niej ratunku - dramatyczny. A bestia ze Szczecina, która rozjeżdża gołębie i jeszcze grozi dokarmiającej, powinna być publicznie, na FB napiętnowana. Teresa, jeśli zna jej nazwisko, powinna zgłosić sprawę na Policję.
OdpowiedzUsuńJest mi niewyobrażalnie przykro, że należę (choć nie z wyboru) do tego społeczeństwa zdziczałego, barbarzyńskiego. I dziękuję Ci w imieniu tej jego części, która 'normalna' się ostała, za uratowanie maleńkiej. Oby dom szczęśliwy znalazła.
Nawet nie mam siły pochwalić Twoich ślicznych prac bożonarodzeniowych.
Querida, Joanna,
OdpowiedzUsuńEu espero que o gatinho esteja bem.
Meu Deus, como você foi bondosa em socorrê-lo!!!
Ah...que lindo passarinho !
Querida, tenha um dia bem bonito, beijinhos,
Lígia e =^.^=
Joanna,
OdpowiedzUsuńEsqueci de dizer que:
Sua arte á apaixonante!!
Que delicadeza para o Natal...adorável!!
beijinhos, Lígia
Asiu wrażliwość i wielkie serce to cała Ty,dobrze że jesteś!!!
OdpowiedzUsuńNiestety idiotów nie brakuje,co potwierdza wpis z fb,szok.
Pozdrawiam cieplutko:)
Z wrażenia nie pochwaliłam bombasów i flaszeczek śliczności robisz Asiu i ja to wiem,bo przecież mam Twoje wyroby.
UsuńUściski i buziak wielki:)))
Cuda na święta tworzysz
OdpowiedzUsuńCo do kotków strasznie ci współczuję, u nas jakoś się nie zdarza, to znaczy widziałam kotka może ze 2 razy rozjechanego, ale nie jest to nagminne, nie wiem czy po prostu radar i mniejsza prędkość czy ludzie uważają bo po mojej wsi chodzi mnóstwo kotów które widzę już od paru ładnych lat, ehhh serce by mi się krajało jak bym na takie przypadki trafiała dlatego współczuję i przytulam
Na blogach, dekoracje świąteczne już całej okazałości u Ciebie widzę, też same piękności! U mnie z braku czasu nic a nic, ale chyba wezmę się i coś urobię.Dziękuje za komentarz u mnie. Uściski.papa
OdpowiedzUsuńEch.. brak słoów..jak dobrze, że są tacy ludzie jak Ty Asiu i tacy weterynarze, jak ten do którego się udałaś. Niestety Ci z którymi ja się spotkałam, to inna bajka mega kasa za byle pierdólkę i do widzenia.
OdpowiedzUsuńJezuuuu...pazury normalnie poobgryzałam czytając Twoje sprawozdanie z akcji ratowania kotki. Asiu, jesteś niesamowitą kobietką. Kocham Cię, normalnie uwielbiam. Za Twoje wielkie serducho i serdeczność. Za Twojego powe'a i kopa energetycznego :-D
OdpowiedzUsuńButeleczki cudne, a bombasy... ach, piękna hurtowa produkcja.
Aaaaaa...trzecie foto z bombasami, te dwie vintage, te z buźkami...rezerwuj dla Beci! :)
Da radęgo?
Buziammmmmmm kochana :-D
Da radę...miało być! Sorry.
UsuńTak to jest, jak się z telefonu klika :-D
Asiu jesteś WIELKA! karafeczka cudna!Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńO matulu!!! ale się dzieje!!! dobrze, że Ty pojawiasz się zawsze w odpowiednim momencie. Świąteczne ozdoby są fantastyczne. Butelachę jedną porwałabym do siebie
OdpowiedzUsuńJoasiu,jak to się stało,że ominęłam taki piękny post,bo i robótki śliczne,ale najpiękniejsze jest Twoje serducho,że stanęłaś,poszukałaś,ogarnęłaś:)))mój wujek mieszkający na wsi nie mógł się nadziwić ,że ja idę z moim kotem do weterynarza,na wsi nikt tego nie robi!chory kot dostaje "z łopaty"i ląduje pół metra pod ziemią!i dużo ludzi tak podchodzi do chorego zwierzęcia.
OdpowiedzUsuńMieszkam na Podlasiu wiele lat ,ludzie tu nie są specjalnie czuli na niedolę zwierząt.Często sami są jej autorami. Wies podlaska nie zna sentymentów. Zwierzak musi zarobić na miskę (często skąpą i byle jaką)a jak już nie może -to -różne są sposoby na jego pozbycie się,
UsuńKochana bombaski cudne,przecudne.Chyba wpadnę żeby jedną skraść:)Biedne kociaki.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń